Wszystko zaczęło się od filmu, obejrzanego w internecie, który zapraszał do wolontariatu w Fundacji Bliżej Pasji. Zacząłem obserwować ich akcje wolontariackie, co i dla kogo robią.
W końcu i ja zdecydowałem się wstąpić w szeregi Wolontariuszy Fundacji Bliżej Pasji. Dziś wiem, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu.
Na początku wolontariat był dla mnie tylko ciekawym dodatkiem – sposobem na spędzenie czasu. Ale szybko zrozumiałem, że to coś znacznie więcej. Z każdą kolejną akcją, z każdym uśmiechem, rozmową, spotkaniem rosła we mnie świadomość, że robię coś naprawdę ważnego. Wkrótce zaangażowałem się w organizację rajdów rowerowych – nie jako uczestnik, ale jako jeden z tych „z tyłu”, niewidocznych, którzy dbają, by wszystko działało: oznaczenie trasy, punkt z wodą, bezpieczeństwo na drodze. To nie było łatwe. Nieraz od rana do wieczora byłem w ruchu, zmęczony i spocony. Ale kiedy widziałem grupy rowerzystów kończących trasę z uśmiechem na twarzy i słyszałem, jak dziękowali — wiedziałem, że warto.
Później przyszedł czas na wolontariat online — trafiłem na organizację wspierającą osoby chore onkologicznie. Tam nie chodziło o fizyczne wsparcie. Chodziło o obecność, o rozmowę. O prosty komentarz pod postem osoby, która właśnie dowiedziała się o swojej diagnozie: „Nie jesteś sam. Trzymam za Ciebie kciuki.”
To niesamowite, jak słowa mają moc.
Dziś, po kilku latach wolontariatu, wiem jedno: Pomaganie nie wymaga wielkich zasobów, pieniędzy czy wyjątkowych umiejętności. Czasem wystarczy być. Podać rękę. Posłuchać. Zrobić coś z serca.
Nie jestem bohaterem. Jestem zwykłym człowiekiem, który kiedyś powiedział „tak”. I to „tak” zmieniło nie tylko życie innych — zmieniło moje.
Artykuł powstał w ramach projektu "Wolontariat moją marką" sfinansowanego ze środków Narodowego Instytutu Wolności - Centrum Wspierania i Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Korpusu Solidarności - Rządowego Programu Wspierania i Rozwoju Wolontariatu Systematycznego na lata 2018-2030.