Gdy pierwszy raz przyszłam na spotkanie informacyjne dla wolontariuszy, byłam przekonana, że to tylko na chwilę. Miałam wolny semestr, trochę czasu, chciałam „zrobić coś dobrego”. Tyle. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że z tej „chwili” zrobi się kilka lat.
Na początku wszystko mnie onieśmielało – nowi ludzie, nowe zasady, obcy świat. Bałam się, że czegoś nie zrobię dobrze, że będę zawadą, a nie pomocą. Pamiętam pierwszą akcję, podczas której pomagałam przy animacji dla dzieci – ręce mi się trzęsły, serce waliło jak oszalałe. Ale kiedy jedno z dzieci, które zwykle siedziało z boku, pod koniec dnia samo do mnie podeszło i powiedziało „fajnie było – podoba mi się”, wiedziałam, że zostanę.
Z czasem zrozumiałam, że wolontariat nie polega tylko na pomaganiu innym. On zmienia też nas samych.
Nauczyłam się słuchać. Być obecna. Nie oceniać. Zobaczyłam, że czasem największym wsparciem jest po prostu obecność – siedzenie obok, danie komuś przestrzeni, by mógł być sobą.
Bywały momenty trudne – brak motywacji, zmęczenie, bezsilność. Ale też takie, które na zawsze zostaną mi w sercu. Uśmiech mamy, która pierwszy raz od dawna mogła odpocząć. Dobre słowo od seniora, który powiedział, że dzięki naszym spotkaniom znowu chce mu się wstawać rano. Wspólne śmiechy z dziećmi, które przestały się bać zadawać pytania.
Wolontariat to nie tylko pomaganie. To spotkanie z drugim człowiekiem, ale i ze sobą samym. Dziś już nie jestem tą samą osobą, która przyszła na pierwsze spotkanie. Jestem bardziej cierpliwa, śmielsza, wrażliwsza. I choć nadal się uczę, wiem jedno: czas, który dałam innym, wrócił do mnie z nawiązką.
Artykuł powstał w ramach projektu "Wzmacniamy wolontariat lokalnie" jest sfinansowany ze środków Narodowego Instytutu Wolności - Centrum Wspierania i Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Korpusu Solidarności - Rządowego Programu Wspierania i Rozwoju Wolontariatu Systematycznego na lata 2018-2030.